Ceny w Norwegii
Zakupy w Norwegii za 48zł. Foto: Mateusz Jakubowski
Pod koniec 2015 roku byłem w Norwegii. Zszokowało mnie to, że ceny nie są tak strasznie wysokie jak pisze się w internecie i słyszy od mieszkających tam Polaków. Na dowód, robiąc zakupy w sklepie, zrobiłem zdjęcie paragonu i kupionych produktów. Wrzuciłem je do internetu. No i wybuchła burza. Artykuł pojawił się w serwisie wykop.pl, napisały do mnie dziesiątki osób. Zjechano mnie jak psa, zarzucając, że kłamię.
Macie znajomych mieszkających w Norwegii? Pewnie tak. Każdy zna chyba kogoś, kto mieszka/mieszkał w kraju fiordów. Mam sporo znajomych zamieszkujących te regiony. O ile nie z wszystkimi rozmawiałem na ten temat, o tyle wszyscy z którymi rozmawiałem o ich mieszkaniu w Norwegii, narzekali na ceny. Ile się nasłuchałem, że najtańszy chleb to 50zł, butelka wody 20zł, a trud, poty i znoje takie, że och uch, jestem mistrzem, że daję radę. Wracając do tematu. Na zdjęciu powyżej widzicie zakupy, które zrobiłem w sklepie KIWI. Wydałem na wszystko, w przeliczeniu, 48zł.
Lista zakupów:
jednorazowy grill: 15,90 NOK (7zł)
łosoś 500g: 42,9 NOK (19zł)
krewetki 750g: 9,9 NOK (4,35zł)
chleb: 16,9 NOK (7,4zł)
woda: 8,9 NOK (3,9zł)
sok: 13 NOK (5,7zł)
PARAGON: kliknij tutaj, aby otworzyć zdjęcie paragonu (na paragonie są jeszcze inne produkty, na logikę bez problemu się połapiecie)
Te zakupy to tylko jeden z przykładów. To co jest na zdjęciu zjedliśmy w czwórkę (w tyle osób pojechaliśmy) i najedliśmy się bez problemu. Warto również dodać, że gdybyśmy chcieli, zapłacilibyśmy jeszcze mniej. Był tańszy o połowę chleb (tostowy) i tańszy o kilka złotych łosoś (ale za to mrożony). Ceny podane w internecie są mocno przesadzone. Są zdecydowanie za wysokie i nijak mają się do rzeczywistości. Dlaczego? Nie wiem. Na pewno między innymi z trzech powodów: to próba zastraszenia i powstrzymania większej ilości Polaków i obcokrajowców do przyjazdu do Skandynawii i zagęszczania rynku pracy. Oszukane ceny to również sposób na oszukanie rodzin przez część osób mieszkających w Skandynawii. Podając tak wysokie ceny, emigranci mają wytłumaczenie na to, że wysyłają do kraju mniej pieniędzy. Trzeci powód, to ludzka płytkość i chęć chwalenia się, że ma się tyle kasy, że je się chleby za 50zł, kurczaka za 100zł, a hamburgera na mieście za 80zł.
Po wrzuceniu paragonu i informacji o cenach do internetu, wybuchła burza. Na Facebooku część moich znajomych mieszkających w Norwegii zarzuciła mi kłamstwo, pisząc, że takie ceny są niemożliwe i nie mam nic na ich potwierdzenie (nie chwaliłem się wtedy, że mam paragon). Wrzuciłem więc paragon, aby pokazać dowód. Nie zwrócono na niego uwagi, część osób stwierdziła, że jest fałszywy, część dalej, mimo wszystko, zarzucała, że to kłamstwo i ceny są dużo wyższe.
Podobnie było na fanpage TanieZwiedzanie. Tutaj nawet posypały się wyzwiska pod moim adresem, ludzie zwyzywali mnie od kretynów, idiotów, kłamców. Wrzucenie paragonu również nie pomogło. Doszło nawet do takiego absurdu, że zwyzywała mnie kobieta, która (wszedłem z ciekawości na jej Facebooka) mieszkała obok sklepu KIWI, w którym zrobiłem zakupy i skąd wrzuciłem paragon. Wiedziała więc, jakie są ceny bo na pewno w tym sklepie robiła/robi zakupy. Do awantury zaprosiła nawet swoją matkę, mieszkającą w Polsce - również i ona napisała mi, że jestem idiotą i kłamcą. Wrzucenie paragonu nic nie dało. Rozumiecie? Jak można zarzucać kłamstwo, widząc paragon i podane na nim ceny? Aż żałuję, że w sklepach nie robiłem zdjęcia cen i sklepowych półek. Wygląda to zupełnie inaczej, niż można wyczytać w internecie.
Wrzucam jeden z wielu komentarzy, wszystkie z bluzgami i prywatnymi wycieczkami usunąłem, nie będę się nimi chwalić bo nie ma czym:
Porozmawiałem z jednym dobrym kolegą mieszkającym w Norwegii. Oszukiwanie z cenami tłumaczy tym, że dzięki temu mniej kasy musi słać do Polski bo ma wytłumaczenie. Z kolei samodzielnie odezwał się do mnie inny, mieszkający tam kolega, pisząc, żebym nie wrzucał takich informacji do neta bo zaraz więcej "tego gówna" z Polski zjedzie się do Norwegii. Doszło w końcu do tego, że paragon trafił na stronę główną serwisu wykop.pl, zbierającego codziennie najciekawsze wiadomości pojawiające się w internecie - zobaczyło go prawie 50 tysięcy osób, pojawiły się setki komentarzy.
Krytyczne komentarze były prześmieszne i w większości od Polaków, którzy w Norwegii mieszkali/mieszkają - zarzucano mi, że zakupy są słabe, że te produkty są tanie bo są gównem, że chleb ze sklepu jest niedobry i chleb trzeba kupować za min 45 NOK w piekarni, że łososia kupuje się nie w sklepie, a u od rybaka za 120zł/kg, że kupionej przeze mnie wody i soku nie da się pić... No i pojawiło się wiele porad, żebym zamiast ryb kupił kurczaka, szynkę, ser itp. Najlepsze są jednak stanowcze stwierdzenia, że takie jedzenie to gówno, a polscy emigranci nie jedzą szitu, tylko lepsze marki.
Pojawiło się na szczęście trochę normalnych komentarzy...
Wizja Norwegii naznaczona jest wielkim kłamstwem. Nie mówię, że jest tanio. Nie, pod wieloma względami jest drożej niż w Polsce. Ale robiąc zakupy z głową, nie zbankrutujemy.
Inne ceny (stan na sierpień 2015, zakupy robione w KIWI, REMO 1000 i w arabskich sklepikach (najtańsze owoce), najtańszą marką jest First Price (taki odpowiednik firm marketowych w Polsce, który jakościowo jest jednak lepszy od tego, co my mamy):
chleb (najtańszy, tostowy): 8 NOK (3,5zł)
chleb pszenny: 16,9 NOK (7,4zł)
bułka: 3 NOK (1,3zł)
ziemniaki kg: 8 NOK (3,52zł)
pomidory 1kg: 10 NOK (4,4zł)
łosoś 1kg: 85,8 NOK (38zł)
krewetki 750g: 9,9 NOK (4,35zł)
pasta krabowa/inne pasty rybne: 20 NOK (8,8zł)
pierś z kurczaka 1kg: 100 NOK (44zł)
ryż 1kg: 15 NOK (6,6zł)
makaron: 8 NOK (3,5zł)
woda: 8,9 NOK (3,9zł)
sok: 13 NOK (5,7zł)
mleko 1l: 12 NOK (5,3zł)
ser 1kg: 100 NOK (44zł)
szynka 150g: 20 NOK (8,8zł)
hamburger (MC Donald's) 10 NOK (4,4zł)
kawa (MC Donald's) 10 NOK (4,4zł)
chrupki: 200g 14,9 NOK (6,5zł)
żelki 300g: 28,20 NOK (12,4zł)
jednorazowy grill 15,90 NOK (7zł)
Jak widać, ceny nie są straszne. Aby nie stracić jednak dużo pieniędzy w Norwegii, trzeba trochę się wysilić - nie jeść na mieście (chyba, że np. w MC Donaldzie, gdzie podstawowe bułki są tanie), podróżować pieszo (Oslo zwiedziliśmy pieszo, w ciągu całego dnia zrobiliśmy prawie 25 km - relacja z wyjazdu już niebawem). Jak widzicie, Norwegia nie musi być wcale taka droga. I nie zawsze warto wierzyć rodakowi.
Zapraszam do dyskusji, jestem bardzo ciekaw Waszych opinii. Proszę również o udostępnienia - o ile na Wykopie i Facebooku przeszła duża rozmowa na ten temat, o tyle chciałbym jeszcze poznać opinię osób podróżujących po świecie.